Babcia Helena była babcią mojego męża. Spotkałam ją w życiu dwa razy, a tylko raz miałam przyjemność z nią rozmawiać. Kiedy się poznałyśmy była już leciwą kobietą z wielkim bagażem doświadczeń, ale uśmiech na jej twarzy wcale tego nie zdradzał. Do dziś mam przed oczami drobną postać, miłej i uśmiechniętej staruszki, takie, do której człowiek ma ochotę od razu się przytulić. Moje dzieci nigdy babci Heleny nie poznały, ale dzięki mojej szwagierce przetrwało coś, dzięki czemu będą ją wspominały. W minione Święta Bożego Narodzenia otrzymałam od niej przepis na bliny. Nigdy ich nie jadłam i żadna z moich babć ich nie przyrządzała. Do przepisu podeszłam eksperymentalnie i z brakiem rozwagi. Musiałam go wypróbować już. Bliny okazały się być hitem. Nie tylko przypomniały mojemu mężowi dzieciństwo (bo jak sam stwierdził - nie jadł ich od 25 lat), ale również zasmakowały moim synom. I od dziś będą na moim stole gościły częściej. Ot taki prezent pod choinką - dziękuję babciu Helenko :)
250 g mąki pszennej razowej
250 g mąki pszennej typ 450
500 ml maślanki
1/2 szkl mleka
25 g drożdży
4 średniej wielkości ziemniaki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
sól
masło
biały twaróg
kefir
- Pierwszego dnia wyrabiamy zaczyn. Mieszamy połowę mąk z połową maślanki i drożdżami. Odstawiamy na cały dzień.
- Drugiego dnia ścieramy ziemniaki. Dodajemy je do zaczynu, wsypujemy pozostałą część mąki oraz sodę. Wyrabiamy ciasto. Powinno być lekko gęstsze niż ciasto naleśnikowe. Jeżeli wyszło nam zbyt gęsto, dolewamy mleka.
- Smażymy na patelni na odrobinie oleju na rumiany kolor.
- Podajemy z solą, masłem i twarożkiem wymieszanym z kefirem.
Smacznego:)
Podane składniki wystarczą na 6 solidnych porcji. Bliny są sycące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz