Mój pierwszy festiwal i od razu taki udany. Genialna pogoda, świetne smaki, przemili ludzie - pełni pasji, zaangażowania i chęci dzielenia się swoimi małymi i większymi dziełami kulinarnymi.
Z Poznania wracam zachwycona i oczarowana. Nie mogę się doczekać kolejnej takiej inicjatywy, a do Poznania z całą pewnością, wybiorę się za rok.
Co zapamiętałam najbardziej?
Nieziemskie, cudowne, delikatne i pełne aromatu lody. Genialne smaki owocowe - maje ukochane truskawki i czarna porzeczka. Czekoladowe w smaku równające się najlepszej czekoladzie, którą jadłam i waniliowe... pychota. Całość przypominała mi lody typu cassate, które kilkadziesiąt lat temu namiętnie kupowała moja babcia i podawała nam w niedzielne popołudnie. Cudo.
Czy te niebieskie kanki nie wyglądają cudownie?
Skoro jesteśmy przy deserach, to nie sposób nie wspomnieć o milionie rodzajów baklawy, które kusiły nie tylko zapachem (obiecującym wspaniały smak), ale i paletą barw. Nieziemsko słodkie, ale i niebiańsko pyszne. Pistacje, migdały, żurawina, orzechy włoskie :)
Poznań w tym roku to dla mnie sery, sery i jeszcze raz sery. Przepyszne dojrzewające, maślane, owoce, kozie, z mleka krowiego. Z przyprawami, orzechami, ziołami. Niebieskie, naturalne, wędzone. Zakochałam się i chyba w uczuciu tym stała będę.
No i oliwki. Z cynamonem i cytryną, z pesto, z ostrą papryczką, cytrynowe, czarne w solonej zalewie - wszystkie znalazły się w moim "koszyku".
I były jeszcze pyszne wędliny
Cudowne pieczywo
No i nie bylibyśmy w Poznaniu, gdyby zabrakło takiego stoiska
Szczególnie pozdrawiam gruzińską restauratorkę z Warszawy. Pierożki były przepyszne. I nie mogę nie wspomnieć o wszystkich wytwórcach alkoholów, których nie dane mi było spróbować - jakoś trzeba było poprowadzić samochód do domu:)
Ale niemożność spróbowania czegoś mocniejszego zrekompensowałam sobie popołudniową wizytą na pikniku śniadaniowym i pysznymi hamburgerami na obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz